Jak górnik Wiencek dostał nauczkę

Chłop był pracowity, bo w kopalni fedrował i pole „obrobił”, ale miał też jedną wielka wadę: straszny był z niego „ochlapus”, czyli pijak. Prawie każdą wolną od pracy chwilę spędzał w karczmie. Często późno wracał do domu i zawsze po drodze wymyślał jakieś, jego zdaniem, sensowne usprawiedliwienie. Zawsze mu się udawało, bo obie kobiety (żona i teściowa) wierzyły mu jak Panu Bogu i wręcz cieszyły się, że Rudikowi nic złego się po drodze nie stało.
Pewnego razu, kiedy wyjątkowo mocno zapił i właściwie nie wiedział nawet jak do domu dotarł, wykombinował, że powie kobietom, że na łąkach pod lasem spotkał utopka, bił się z nim, bo demon chciał go do przykopy (rowu) wciągnąć, a potem z zemsty, że mu się nie powiodło, do rana wodził Rudika po manowcach.
– Widzicie roztomiłe babeczki, jaki pysk mom podropany – powiedział. – Bo wele jarczykowego mostku spotkołech utopka i tyn gizd nojprzod doł mi we ciaprok, a potym mie posmykoł, bezto jeżech taki mokry a umordowany, że zarozki spać puda!
Kobiety bardzo się przeraziły i radziły mu, żeby przez jakiś czas do karczmy nie chodził, ale on w odpowiedzi tylko się roześmiał i dodał:
– Na tego gizda wezna se przitulijo, abo cosik poświynconego, to mie niy zmoże!
Żeby jednak uniknąć wymówek, przez kilka dni wracał do domu wcześniej, ale z czasem znowu trafił na stare tory. Pewnego razu przyszedł do domu jak już było całkiem widno i Hildka obrządziwszy dobytek, szykowała prawie śniadanie dla dzieci. Rudik z przejęciem opowiedział jej o wczorajszym wydarzeniu:
– Ze kaczmy wyszeł żech doś wczas, ale bołech się przelyź bez krziżowka, bo tam pod Bożom Mynkom jakiś borok siedzioł, nejści duch to był, a wele niego stoł taki elegancki panoczek, yno, że pod czopkom mioł rogi a ze zadku łogon i godoł tymu borokowi, co do piekła ze jednym grzysznikiym mu sie lecieć niy łopłaci, bezto se poczko, aż kery gupi bez ta krziżowka przyńdzie, to łon go chyci, dusza śniego wyciśnie a do piekła jom tyż zawlecze! Bezto same widzicie, że jo mioł strach przyńś bez ta krziżowka, bo kery by sie wzion potym moja baba ze teloma dzieckami?
Hilda tak bardzo się przestraszyła, że poszła po poradę do swojego wujka, który mieszkał w pobliżu. Ten jednak nie dał się nabrać na zapewnienia Rudika, tylko poradził jej tak:
– Na, roztomiło dziołcho tyn gizd cie nabiyro, a roztomańte nudle ci na nos wiyszo! jak łon je taki mondry, to ty mu musisz tyż co zrobić na bzdury, ale tak, coby sie rychtik wylynkoł! Chociaż Hildka nie potrafiła uwierzyć w słowa wujka, to postanowiła się przekonać, czy krewny miał rację. Za jego namową przebrała się za śmierć i zaczekała na kochanego mężulka w krzakach niedaleko domu. Ponieważ obawiała się pozostawać sama w nocy poza domem, wzięła ze sobą swoją matkę. Obie, odpowiednio uzbrojone, zaczaiły się w krzakach. Kiedy pojawił się Rudik, Hildka wyskoczyła na drogę krzycząc grubym głosem:
– Jo je śmiertka!
Ale chłop wcale się nie przestraszył, tylko odezwał się spokojnie, choć mocno bełkotliwym głosem:
– Mie dej pokoj... lepszy idź po ta staro małpica... co mi baba husuje!
Teściowa wszystko słyszała, więc wyskoczyła z krzaków i tak go obiła, że stylisko od miotły na nim połamała! Od tego czasu Rudik był potulny jak młody kociak. Jak mu się zdarzyło trochę popić, to tylko mówił: Ja, mamulko! Mocie prowda, mamulko!

Komentarze

Dodaj komentarz