W rejonie kopcw znajdowano rżne przedmioty, ktrych pochodzenie trudno wyjaśnić / Elżbieta Grymel
W rejonie kopcw znajdowano rżne przedmioty, ktrych pochodzenie trudno wyjaśnić / Elżbieta Grymel

 

Ludzie nie wiedzą za wiele o tajemniczych kopcach, ale poszukiwacze skarbów twierdzili, że znajdowali już tam różne przedmioty, w tym monety. Ja natrafiłam na jeszcze inny trop.

 

O tych rzekomo szwedzkich kopcach, o których pisałam w poprzednim odcinku tego cyklu, słyszałam już w dzieciństwie. Na ogół opowieści wracały wtedy, kiedy z babcią i jej znajomymi wybierałam się do lasu na grzyby lub jagody. Natomiast w latach 70. ubiegłego wieku, już jako panienka, postanowiłam sprawdzić zasadność takiego twierdzenia i w czasie letnich wakacji wybrałam się na miejsce, żeby sprawdzić to osobiście. W prawdzie nie wchodziło w grę żadne przeprowadzenie wykopalisk, ale miałam zamiar rozpytać o kopce wśród okolicznych mieszkańców. Odpowiedzi padały przeróżne. Jedni twierdzili, że nic nie wiedzą, inni że coś niecoś tam słyszeli, ale dokładnie nie pamiętają!

Pewna wiekowa pani miała wątpliwości, że to chyba jednak nie w tym miejscu, a przy okazji przypomniała mi opowieść o wężach grasujących w żorskich lasach, którą usłyszałam już będąc małym szkrabem. Siwiuteńki dziadek radził mi zająć się czym innym, mówiąc: A dyć frelko, to som stare pierdoły, chocio możnej i prawe (prawdziwe), tako gryfno, modo dziołszka miała by trocha za synkami polotać, a niy zajmować się umrzikami, co już downo we ziymi pognili... Inny starszy pan stwierdził, że tu żadnej tajemnicy nie ma, bo on pamięta, jak tę drogę budowali (albo remontowali?) na długo przed wybuchem drugiej wojny światowej. Wtenczas dobrą, czarną ziemię zdarli i na kupki ją zesypali! – twierdził ów pan.

Na moje pytanie, dlaczego w tym miejscu nie ma drzew, miał tylko jedną odpowiedź: Tu często Cyganie ogniska palą, więc chyba ziemię wypalili i z tego powodu nie urośnie tu nic oprócz trawy! Może nie byłam zbyt dociekliwa, ale dowiedziałam się niewiele, jednak stwierdziłam, że jakieś wieści na temat owych kopców krążyły. Po dokładnym obejrzeniu terenu teoria starszego pana wydała mi się mało prawdopodobna, bo droga zbudowana była na nasypie położonym znacznie wyżej niż okoliczne łąki. Poza tym po co ktoś miałby zbierać wierzchnią warstwę ziemi, a potem jej do niczego nie wykorzystać? Do dziś zadaję sobie pytanie, czy tok mojego myślenia był rzeczywiście bardzo logiczny, czy też owe dociekania wzięły się stąd, że w głębi ducha pragnęłam, by to miejsce nie pozostało obdarte ze swego magicznego uroku.

Poszczęściło mi się wiosną następnego roku. Wybrałam się z rodzicami na przechadzkę do dębu maryjnego, a potem przeszliśmy przez las do ulicy Mikołowskiej. Wtedy zauważyłam, że na jednym kopcu (tym z lewej strony, patrząc w stronę miasta) stało dwóch młodych ludzi (mniej więcej w moim wieku) z saperkami w rękach. Starszego z nich znałam z widzenia, mieszkał gdzieś w okolicy żorskiego rynku. Nie miałam jednak śmiałości ich zaczepić, wtedy z pomocą przyszedł mi mój tato. Kiedy się do nich odezwał, podskoczyli, jak oparzeni. Jak się okazało, obawiali się leśników, którzy już raz ich przepędzili i postraszyli sądem, bo w tamtych czasach nawet za wyrządzenie małej szkody na mieniu leśnym szło się przed oblicze Temidy.

Młodszy z chłopców stwierdził, że jego dziadek jeszcze przed pierwszą wojną znalazł tu jakieś blachy i kilka srebrnych pieniążków, po prostu leżały na powierzchni kopca. Inna sprawa, że mógł je też ktoś wykopać, bo w tych okolicach często kręcili się poszukiwacze skarbów. W trakcie rozmowy młodzieńcy przyznali, że dwa lata wcześniej wykopali w tym miejscu rękojeść szabli, w której tkwił dość długi twardy, ale mocno pordzewiały gwóźdź, co mogło być pozostałością klingi. Wierzyć lub nie? Ten dylemat pozostawiam naszym czytelnikom.

Na koniec jeszcze ciekawostka zapisana przez historyka, a być może dotycząca tego miejsca. Odkryłam ją, przeglądając "Gazetę Żorską" z dnia 15 stycznia 1997 roku. Idąc tym tropem, doszłam do wniosku, że wcale nie jest wykluczone, że w tym miejscu nie został pochowany żaden Szwed, ale dwaj polscy pułkownicy. O swojej teorii na ten temat napiszę w drugiej części tego artykułu za tydzień.

Komentarze

Dodaj komentarz