Nie dajmy się
Stało się to, czym straszono nas od kilku miesięcy. Ceny podstawowych produktów poszybowały w górę. Trudno znaleźć litr benzyny czy oleju napędowego w cenie poniżej 5 zł. A cukier nie dość, że kosztuje już ponad 4 zł (w wielu sklepach jeszcze więcej), to jeszcze jest reglamentowany!
Co robić? Jak się obronić? Przyznaję, że zawsze trochę bawili mnie ludzie, którzy z kalkulatorem i kartką latali między sklepami, sprawdzając gorączkowo ceny. Dziś stwierdzam, że to jest jakieś rozwiązanie. Bo wkurza mnie moja stacja paliw, na której za litr oleju napędowego muszę zapłacić 5,20 zł. Zwłaszcza że po drugiej stronie ulicy jest stacja bezobsługowa, na której kupię to samo paliwo za 4,80 zł! I gdzieś już mam moją kartę lojalnościową, na którą stacja łaskawie nabije mi trzy punkty za zakup dwóch litrów paliwa. Bo żeby punkty wymienić na coś sensownego (np. na bon o wartości 20 złotych), muszę zatankować ponad 1300 litrów. Czyli zapłacić za paliwo o około 400 zł więcej niż na stacji bez obsługi! Dziękuję, oddaję kartę lojalnościową. A za te cztery stówki zrobię sobie zapas cukru. Starczy na sto kilogramów, choć będę musiał odwiedzić co najmniej dziesięć sklepów, bo w jednym dostanę najwyżej dziesięć kilo. To jakaś paranoja!
Mamy to szczęście, że mieszkamy w strefie przygranicznej. Już wiemy, że kilogram cukru w Czechach kosztuje ok. 20 koron, czyli ok. 3 zł! Jeśli ceny naszego cukru wciąż będą pięły się w górę, to będziemy uprawiali turystykę cukrową. A może zamiast cukier kupmy słoik miodu. Taniej nie będzie, ale przynajmniej zdrowiej. Zostawmy auto w garażu, wsiądźmy na rower, zwłaszcza że wiosna przyszła chyba na dobre. I miejmy nadzieję, że jak spadnie konsumpcja cukru i paliwa, to i ceny też wrócą do normy.

Komentarze

Dodaj komentarz