Przy jajeczku

– Zwycięzca śmierci, piekła i szatana – zaśpiewamy w radosną wielkanocną niedzielę. Na cześć któregoż ze zwycięzców śpiewano kiedykolwiek pieśń, która by niosła dla człowieka tak ważne i napawające taką nadzieją przesłanie. Święta Wielkiejnocy nierozerwalnie łączą się z istotą życia i śmierci. Człowiek od zawsze pragnął nieśmiertelności, choć trudno precyzyjnie odpowiedzieć na pytanie – dlaczego? Czy dlatego, że tak bardzo podobało mu się życie, czy może ze strachu przed śmiercią, która jest jednak niewiadomą. Dla wierzących mniejszą, dla niewierzących – większą. Mimo wielu prób człowiek nie znalazł recepty na nieśmiertelność, znalazł za to sposób na oszukiwanie samego siebie. Zaczął oto traktować ją jako wieczną sławę, na której tak zależało bohaterom antycznej wojny trojańskiej.
Dziś, w dobie globalnej wioski, sława ma zupełnie inny wymiar, związany bardziej z popularnością i pieniędzmi. Wielkość współczesnej sławy dość łatwo przeliczyć po kursie dnia na wymierne zyski. Ale taka sława wcale nie wydłuża życiowej perspektywy i nie odmienia tego, co nieuchronne. – Majątku nikt ze sobą do grobu nie weźmie – mówią prości ludzie. Ta prostota pozwala im być często szczęśliwszymi od krezusów, których niby na wszystko stać i wszystko mogą kupić. Wielu z nich przeżywa swój życiowy dramat, gdy nagle okazuje się, że jest coś, na co nie mają wpływu, że zbliża się coś, czego nie są w stanie odwrócić, choć są gotowi zapłacić każdą cenę.
Prostaczkowie są pogodzeni z naturą ludzkiej egzystencji. Nie zatracają się w budowaniu notowanej na giełdzie próżności fortuny, niewiele mają też do stracenia. Pewnie właśnie dzięki temu potrafią odnaleźć radość życia, a ta wbrew reklamom nie zależy od tego, co posiadamy, ale od tego, kim i jacy jesteśmy.
Współczesna cywilizacja wciąż kusi nas nowymi gadżetami, ale te wynalazki prawdziwego szczęścia przecież nie dają. Jeśli zaś ktoś jest szczęśliwy dlatego, że ma samochód o klasę lepszy od sąsiada, to można mu tylko współczuć. Sukces i kariera stały się cywilizacyjnym przymusem. Z bycia na szczycie nie wynika żadne konkretne dobro, a jednak na drodze nań panuje straszny tłok i człowiek tam człowiekowi wilkiem. Wielkanoc to dobry czas, by zastanowić się choćby przez chwilę, może przy tym symbolicznym wielkanocnym jajku, nad swoim życiem, które kiedyś przyjdzie nam zakończyć.
Ostatnio rozgorzała dyskusja w sprawie zmiany naszej konstytucji i dopuszczalności aborcji. To trudne kwestie, ale jeden aspekt całej tej awantury mocno mnie poruszył. Zakazu zabijania w odniesieniu do człowieka raczej nikt nie kwestionuje, kwestią sporną jest raczej początek człowieczeństwa. Okazuje się, że niektórzy są skłonni sami wyznaczać różne jego początki i płynne, więc mało przydatne kryteria. Jak tu nie być poruszonym? To człowiek przecież rozbił atom, zdobył Księżyc, a nie wie, kiedy sam zaczął być człowiekiem. Czy ta jedna fundamentalna kwestia to rzeczywiście wciąż znak zapytania? Jaki sens mają wszystkie programy badawcze, skoro nie znamy samych siebie, a przynajmniej mamy co do tego wiele wątpliwości. Najbardziej dziwi mnie propozycja referendum w tej sprawie. Osobiście zorganizowałbym cały cykl referendów. W kolejnym zadałbym pytanie, czy biedni Polacy mogą okradać tych z listy 100 najbogatszych, a potem czy dla dobra własnej rodziny można oszukiwać skarbówkę? Tak stalibyśmy się krajem, w którym demokracja byłaby dobrem najwyższym. Pytanie tylko, czy dałoby się w nim jeszcze żyć???

Komentarze

Dodaj komentarz