Przeflancowane atrakcje

W miniony weekend wielu rybniczan i nie tylko pielgrzymowało do nowo otwartego centrum Plaza Rybnik, pierwszej w regionie śródmiejskiej galerii. To najnowsza technologia wyciągania pieniędzy z kieszeni klientów – pod jednym dachem jest tu praktycznie wszystko: sklepy, kina, restauracje, salon rozrywki dla dużych i małych, lodziarnia i różne inne. Rodzina może tu przepaść na dobrych kilka godzin, a może i cały dzień.

Oczywiście stopień komfortu przebywania w takim przybytku jest uzależniony od zasobności portfela. Gdy jedni opuszczają go z licznymi pakunkami, świadczącymi o udanych zakupach, inni mogą tu zaszaleć, kupując dwie gałki lodów. W materiałach informacyjnych, dotyczących rybnickiej Plazy, znalazła się szokująca dla wielu informacja, że przeciętny miesięczny dochód rybniczan wynosi 2480 zł. Nie wiem, skąd wywiadownia firmy miała tak optymistyczne informacje, ale boję się, że chodziło raczej o poprawienie humoru tym, którzy wynajęli od Plazy powierzchnię handlową i urządzili na niej swoje sklepiki i geszefty, niż o wierne oddanie realiów.
Ale co tam, z tego, co słyszałem, Plaza zbiera raczej pochlebne opinie, więc trudno wybrzydzać. Ci, którzy do tej pory odwiedzali podobne centra w Katowicach czy Krakowie, nie muszą już jeździć tak daleko. Ci zaś, którzy w żadnej takiej galerii dotąd nie byli, mają przed sobą nowe doświadczenie. Plaza to również pierwsze w regionie ruchome schody, które dla wielu maluchów stały się jedną z największych atrakcji. Przedstawiciele firmy Plaza Centers z dumą podkreślają, że niezależnie, czy to w Izraelu, na Węgrzech czy w Polsce, poziom wykonawstwa jest równie wysoki. Pewnie tak jest, szkoda tylko, że wszędzie też są powielane te same obyczajowe kalki.
Weźmy takie multikino. Podstawowa oferta to filmy plus popcorn. Model przeflancowany żywcem z Ameryki, tak daleki od polskiej tradycji oglądania filmów na dużym ekranie. Przez długie lata żyliśmy w przekonaniu, że kino to przecież świątynia sztuki filmowej, więc nie wypadało tam spożywać żadnych posiłków ani przekąsek. Sytuacja nieco się zmieniła, gdy rynek opanowały różnego rodzaju batony i czipsy. Młodzi kinomani pokątnie wnosili je na sale i ku zgorszeniu kulturalnej większości szeleścili w mroku sali projekcyjnej. Multikino proponuje nam obcy kulturowo model zachowania – popcorn ostentacyjnie wnoszony na salę w kartonowych kubełkach. Niektórzy w takiej sytuacji czują się jednak niezręcznie, ale przedstawiciele młodego pokolenia przyjmują już takie zachowanie za standard. Jeszcze kilkanaście lat i nikt już nie uwierzy, że kiedyś do kina chodziło się bez prowiantu i oglądało filmy bez angażowania soków trawiennych.
W świątyni konsumpcyjnego stylu życia trudno się oczywiście spodziewać jakichkolwiek ograniczeń. Jeśli już tak musi być, to szkoda, że gospodarze multikina nie zdecydowali się przynajmniej na jakiś jeden lokalny pierwiastek. Nie mam nic do prażonej kukurydzy, ale przecież można było zrobić eksperyment i sprzedawać kinomanom kubełki wypełnione naszymi polskimi paluszkami. Tu, nad Wisłą, to przysmak powszechnie lubiany, a w przeciwieństwie do pożywki wuja Sama nie ma twardych łusek, które lubią wchodzić między zęby i wyrywać kinomanów ze stanu emocjonalnego uniesienia. Takie oglądanie filmów byłoby może mniej amerykańskie, za to bardziej strawne. Skoro urządzając kinowe sale firma inwestuje w najlepsze rozwiązania technologiczne, ten sam klucz powinien obowiązywać przy doborze dodatków smakowych, a gdzie amerykańskiemu popcornowi do polskich paluszków.

Komentarze

Dodaj komentarz